Wereldreizigers.nl
Na szczycie wydmy | lądowe Maroko | Wereldreizigers.nl

NoFear Travel w Afryce (2) | Transport lądowy w Maroku

My (Cor i Grietje van Podróż bez strachu), podróżować z nasz kamper Toyota Hilux 4×4 drzwi Afryka. Kontynent afrykański jest mekką dla 'lądem' z wieloma trudnymi trasami i pięknymi miejscami docelowymi. Pierwszy afrykański kraj, który odwiedziliśmy podczas naszej podróży do Republika Południowej Afryki zakładanie jest Maroko, gdzie wspięliśmy się na górę Toubkal (4167 m). W tym artykule opowiemy Ci wszystko o kontynuacji naszej podróży przez Maroko do Mauretanii. Poznaliśmy innych overlanderów, pokonaliśmy Via Ferratę, przejechaliśmy przez dolinę Dades i utknęliśmy na wydmach naszą Toyotą 4×4.

Od Warzazatu do granicy z Mauretanią

Po wejściu na Toubkal nasza podróż przez Maroko trwa dalej w kierunku Ouarzazate (Lokalizacja tutaj). Cor od kilku dni jest dość chory z objawami skurczów, nudności, zmęczenia i duszności. Choroba wysokościowa lub zjedzone coś złego? Oba można było łatwo zrobić. Ale po kilku dniach odprężenia znowu jest w porządku.

Po przybyciu do Warzazatu jesteśmy zdumieni progresywnością średniej wielkości miasta. Duże szerokie ulice z bardziej luksusowymi samochodami zamiast osłów, koni i kóz na ulicy. Wiele ciasno pomalowanych budynków determinuje obraz. Miasto przecina na pół wyschnięta rzeka. Tym razem postanawiamy spędzić noc na kempingu. Czasami robimy to, gdy musimy się umyć lub wziąć prysznic.

Overlandczycy spotykają się
Overlandczycy spotykają się

Na kempingu spotykamy niemiecką i holenderską parę lądowcy. Niemiecka para jeździ ciężarówką ekspedycyjną, a holenderska Toyotą Hilux. Tego typu spotkania są bardzo cenne. Jako ludzie o podobnych poglądach przez całe popołudnie rozmawialiśmy i wymienialiśmy historie z podróży. Pod koniec popołudnia wspólnie korzystaliśmy z sąsiedniego basenu i wieczorem jedliśmy razem kolację.

Wymieniaj się opowieściami o podróżach razem z overlanderami z Holandii i Niemiec
Wymieniaj się opowieściami o podróżach razem z overlanderami z Holandii i Niemiec

Ale tak, często lądujesz sam. Więc następnego dnia rozstaliśmy się i mamy kolejną fajną grupę znajomych.

Dolina Dades

Dolina Dades (Lokalizacja tutaj) to jedna z takich atrakcji, której wielu podróżnych nie chce przegapić. Takie atrakcje wprawiają nas w rozpacz. Tym razem jednak dokonujemy wyboru, który ominiemy. Wtedy przynajmniej wiemy o kapeluszu i rondzie.

Jedziemy piękną doliną w pięknym krajobrazie. Piękne kręte drogi i piękne widoki. Niestety nasz widok często zamazują głośne hotele i restauracje. Jest teraz dość cicho, ale ze wszystkiego widać, że ludzie są przyzwyczajeni do wielu turystów.

Często robione zdjęcie Doliny Dades, zakręty spinki do włosów | Transport lądowy w Maroku
Często robione zdjęcie Doliny Dades, zakręty spinki do włosów | Transport lądowy w Maroku

Na końcu doliny droga ostro wznosi się przez szereg ostrych zakrętów. W najwyższym punkcie znajduje się restauracja, z której roztacza się piękny widok na zakola i część doliny. Tutaj też robimy często robione zdjęcie.

Grietje robi zdjęcie ostrych zakrętów w dolinie Dades | Transport lądowy w Maroku
Grietje robi zdjęcie ostrych zakrętów w dolinie Dades | Transport lądowy w Maroku

Między doliną Dades a wąwozem Todra

Z doliny Dades jedziemy drogą terenową prosto przez góry w kierunku wąwozu Todra (lokalizacja tutaj). Niezwykle piękna przejażdżka z fenomenalnymi widokami.

Teren wysoko w Atlasie | Transport lądowy w Maroku
Teren wysoko w Atlasie | Transport lądowy w Maroku

Jest wymarły, nie widzimy nikogo innego, dopóki nie zobaczymy na ścieżce Dacii Duster. Nie jest to najrozsądniejszy pojazd w tych okolicznościach. I rzeczywiście, marokańska rodzina ma gumę, ale bez odpowiednich narzędzi. Na szczęście mamy wszystko na pokładzie, aby pomóc im wrócić na drogę. W podziękowaniu zapraszamy następnego dnia do ich restauracji w wiosce tinghir

Jedziemy trochę dalej i widzimy gdzieniegdzie namioty berberyjskich nomadów. Dzieci i dorośli biegną do ścieżki i wskazują na usta lub wykonują „gest pieniędzy” rękoma. Zawsze trudny moment!

Możemy „pić herbatę” z każdą rodziną, ale wtedy już nigdy nie dojedziemy do RPA. Nieco dalej – poza zasięgiem wzroku koczowników – znajdujemy przy drodze fajne miejsce na nocleg.

Śniadanie z widokiem w zacisznym miejscu | Transport lądowy w Maroku
Śniadanie z widokiem w zacisznym miejscu | Transport lądowy w Maroku

Wąwóz Todry

Zbliżając się do wąwozu Todra, nagle odkrywamy, że ustawiono tu Via Ferrata, pod górską ścianą wąwozu. Na trasie jest nawet most linowy! Okazuje się, że to jedyna afrykańska Via Ferrata. Wbijamy się głęboko w nasze pudełko ze sprzętem wspinaczkowym i zawiązujemy pasy bezpieczeństwa wokół pasa. Co za szczęście, nie liczyliśmy na to. Wspinamy się na górę, a stamtąd mamy ładny widok na wąwóz.

Via ferrata wysoko nad wąwozem Todra
Via ferrata wysoko nad wąwozem Todra

Jest gorąco, więc pot spływa nam po policzkach, ale warto. Później sprzątamy swoje rzeczy i jedziemy kamperem 4×4 przez wąwóz, gdzie znajduje się wiele straganów, zwłaszcza dywanów i chust na głowę. Ludzie piknikują nad brzegiem rzeki. To wszystko ładnie wygląda.

Każdy czegoś od nas chce!

Czasem błaganie staje się dla nas trochę za trudne, ten dzień jest jednym z tych, każdy najwyraźniej czegoś od nas chce. Kiedy odjeżdżamy z naszego noclegu w wyschniętym korycie rzeki, pędzi w naszą stronę inny mężczyzna. Od razu wiemy, czego chce od swoich ruchów… ale ignorujemy go i odjeżdżamy…

Nieco dalej w Erfoud (lokalizacja tutaj) chodźmy na zakupy. Kiedy parkujemy, gromadzi się już wokół nas grupka żebrzących chłopców. Staramy się trzymać je od nas trochę z daleka, ale wydaje się to niemożliwe.

Potem przybiega inny właściciel sklepu i oferuje swoje towary. Jeśli się powstrzymujemy, rzuca się nam nieprzyjazne „patrz, nie kupuj”. W końcu robimy zakupy dalej i uciekamy z wioski. Zbyt turystycznie!

Herbata z berberyjskimi koczownikami

Po drodze czasami widzimy osady berberyjskie. Do jednej z nich podbiega mężczyzna z dzieckiem i pyta, czy chcemy herbaty. Znamy już tę grę, ale jesteśmy też ciekawi ich warunków życia. Przyjmujemy zaproszenie i chwilę później siadamy na poduszce przy murze otoczonym przez berberyjską rodzinę. Rodzina składa się z około 15 osób, młodych i starszych. Uderzające jest to, że co najmniej czworo dzieci jest upośledzonych umysłowo i/lub fizycznie. Podejrzewamy chów wsobny.

Herbata z berberyjskimi koczownikami | Transport lądowy w Maroku
Herbata z berberyjskimi koczownikami | Transport lądowy w Maroku

Warunki są wręcz prymitywne. Kozy, owce, psy i koty wędrują i załatwiają się po całym podwórku. Ale są też oznaki nowoczesnego biznesu. Na przykład otrzymujemy ciasteczka, których sami nie mogliby upiec. Musieli też kupić gdzieś orzeszki ziemne i ogromną ilość cukru w ​​herbacie. Nieco później widzimy za rogiem stary motorower. Podobno ktoś z rodziny brnie przez głęboki piasek do wioski oddalonej o 25 kilometrów, żeby zrobić zakupy. Ale ile za to płacą…?

Erg Chebbi

Jedziemy do Erg Chebbi (lokalizacja tutaj), obszar wydmowy na północ od Merzougi (lokalizacja tutaj). Im bliżej jesteśmy, tym większe wrażenie robią na nas ogromne garby piasku. Będziemy się tu świetnie bawić. Nocujemy na jednym z wielu kempingów z basenem.

Basen na kempingu w pobliżu Erg Chebbi
Basen na kempingu w pobliżu Erg Chebbi

Rano spróbujemy wspiąć się na szczyt wydm. To miękki piasek, 160 metrów w górę, więc to bardzo obciąża naszą kondycję. Podczas wspinaczki cieszymy się maksimum. Cóż za piękne zjawisko naturalne!

Zabawa w piasku na 160-metrowych wydmach
Zabawa w piasku na 160-metrowych wydmach

Po wejściu na szczyt mamy fantastyczny widok. Jako młode psy bawimy się w piasku, robimy zdjęcia i filmy.

Powoli znów się obniżamy. Wiatr wieje coraz mocniej, więc w powietrzu jest coraz więcej kurzu. Widoczność w okolicy jest mocno ograniczona, wszystko jest szare. Burza piaskowa! W kamperze tak naprawdę nie wiemy, gdzie usiąść, w środku lub na zewnątrz. Drobny piasek jest wszędzie! Będziemy tego częściej doświadczać w nadchodzących tygodniach.

Niesamowicie piękny krajobraz na pustyni | Transport lądowy w Maroku
Niesamowicie piękny krajobraz na pustyni | Transport lądowy w Maroku

Merzouga i nie tylko

Następnie jedziemy do Merzougi, centrum pustynnej turystyki. Jeździ tu więcej samochodów 4×4 – głównie Landcruiserów – niż osłów i koni. Nawiasem mówiąc, 4×4 są uzupełnione o wiele dromaderów.

Wymagające stoki 4x4 | Transport lądowy w Maroku
Wymagające stoki 4×4 | Transport lądowy w Maroku

Robimy zakupy i kupujemy kawę. Ze wszystkiego można powiedzieć, że ludzie szukają portfeli zachodnich turystów. To nie czyni ludzi bardziej przyjaznymi i traci autentyczność. Wioska również bardzo cierpi z powodu utraconej turystyki z powodu korony i jeszcze się nie podniosła.

Następnie wjeżdżamy na pustynię z Zagora jako prowizorycznym punktem końcowym (lokalizacja tutaj), na około 260 kilometrach. Wyzwania zaczynają się po drodze. Głębokie wyboje, wysokie wyboje, głęboki piasek, kamienie i tarte drogi, spotykamy to wszystko. Samochód poradzi sobie z tym wszystkim bez żadnych problemów, świetnie!

Zgrabne góry na pustyni | Transport lądowy w Maroku
Zgrabne góry na pustyni | Transport lądowy w Maroku

Mija nas wiele różnych krajobrazów, ale nieskończoność jest chyba najbardziej imponująca. Na początku widzimy kilka namiotów nomadów, a czasem staromodną gospodę, która często jest opuszczona.

Potem jest kolejna mała wioska ze zniszczonymi domami. Dzieci biegają za nami z nadzieją na cukierka czy coś takiego. Następnie z powrotem na szeroką pustynię, często blisko algierski granica.

Na Tagounite

Nasze miejsce z zeszłej nocy może znaleźć się przynajmniej w pierwszej dziesiątce! Wow, co za widok! W naszym widoku 10 stopni rozglądamy się po prostu 360 kilometrów dookoła. Żadnego światła, żadnych śladów ludzkiej działalności. Jesteśmy na Księżycu? 

Widok 360 stopni bez działalności człowieka | Transport lądowy w Maroku
Widok 360 stopni bez działalności człowieka | Transport lądowy w Maroku

Rano zjeżdżamy z góry i kontynuujemy naszą trasę w kierunku Tagounite (lokalizacja tutaj). Początkowo sporo kamieni na trasie, nie nasz ulubiony. Później przejeżdżamy przez grzbiet górski, po czym mamy fantastyczny widok na kolorowy krajobraz. 

Małgosia na straży | Transport lądowy w Maroku
Małgosia na straży | Transport lądowy w Maroku

Następnie następuje kolejna część przeplatana piaskiem i kamieniami, zanim dotrzemy do oazy wokół Tagounite. Wszystko wygląda tu dość nowocześnie i zadbanie. Zwłaszcza młodzież jest bardzo „na czasie”.

Na tarasie dołącza do nas chłopak, gdzie mamy coś do jedzenia i picia. Spontanicznie i entuzjastycznie opowiada o swoim życiu, żonie, dzieciach, religii i tradycjach. To miła rozmowa.

Utknąłem na wydmie

Następnie idziemy dalej na pustynię. Dopiero po drodze Cor popełnia błąd w ocenie. Wydma wydaje się być wyższa i ostrzejsza z góry niż szacowano. Na szczycie garbu utknęliśmy, ponieważ spód Toyoty jest mocno przymocowany do „podłoża”.

Utknął na szczycie wydmy | Transport lądowy w Maroku
Utknął na szczycie wydmy | Transport lądowy w Maroku

Zaczynamy coś odszukiwać, ale to nie wystarczy. Z daleka zbliża się mieszkaniec pustyni, a później Landcruiser z trzema mężczyznami. Wszyscy zaczynają pomagać. To jest Maroko!

Próbujemy z wyciągarką, ale zamiast do przodu ciągniemy Landcruisera do tyłu. Następnie podnosimy samochód z przodu naszym nadmuchiwanym podnośnikiem i umieszczamy ławice pod kołami. To przynosi rozwiązanie.

Na biegu wstecznym załącza się blokada mechanizmu różnicowego i chwilę później wracamy na twardszą nawierzchnię. To było dobre nauczanie.

Silny wiatr o 43 stopniach

Potem dalej. Jedziemy przez tak wiele różnych krajobrazów i jest tak rozległy, że czasami milczymy.

Wiatr wieje coraz mocniej, a temperatura wzrasta do 43 stopni. Czujesz się jak suszarka dmuchająca w twoją twarz. Spore wyzwanie dla człowieka i maszyny. Ponieważ piasek często zacierał ślady, musimy regularnie szukać właściwego kierunku. Liczne wydmy sprawiają, że jest to dodatkowe wyzwanie.

Silny wiatr i szare niebo
Silny wiatr i szare niebo

Szukamy osłoniętego miejsca na nocleg, ale to nie jest łatwe. Wiatr wieje mocno, powietrze jest szare od piasku i kurzu. Po długich poszukiwaniach nagle pojawia się na wpół ukończony budynek. Staniemy za tym, nieco z dala od wiatru.

Oszałamiający krajobraz
Oszałamiający krajobraz

Wszystko jest teraz pełne piasku. Każde pęknięcie i łączenie zarówno samochodu, jak i nadbudowy jest nim pełne. Takie jest życie na pustyni…

Nieskończone wydmy | Transport lądowy w Maroku
Nieskończone wydmy | Transport lądowy w Maroku

NP d'Irikic

Następnego dnia wyjeżdżamy na NP d'Irikic (Lokalizacja tutaj) z towarzyszącym suchym jeziorem, ale najpierw przez wydmy, dużo wydm. Toyota trzyma się doskonale i cieszy nas to.

Potem przychodzi długi kawałek z kilkoma Auberges. W jednym z nich wypijamy filiżankę kawy. Jesteśmy również jedynymi gośćmi. Sami dostarczamy mleko do kawiarni z mlekiem. Kierownik mówi, że mijał tu kiedyś rajd Paryż-Dakar i rajd Carta.

Tylko filiżanka kawy „pośrodku pustyni” | Transport lądowy w Maroku
Tylko filiżanka kawy „pośrodku pustyni” | Transport lądowy w Maroku

Następnie do jeziora, ogromnej równiny suchej gliny, gdzie czasami osiągamy prędkość 80 kilometrów na godzinę. Świetnie znowu.

Po długiej jeździe docieramy Foum Gzuid (Lokalizacja tutaj), gdzie coś jemy. 

Co zjeść w Foum Gzuid
Co zjeść w Foum Gzuid

Różnica między północnym a południowym Marokiem

Wioski na południu często wyglądają nowocześniej niż na północy. Ludzie są też bardziej postępowi. Uderza też cisza na ulicy. Duże, szerokie ulice, w przeciwieństwie do zgiełku w bardziej północnych wioskach. To faktycznie zaczęło się w Ouarzazate, a więc na południe od gór Atlas.

Na pustyni różnice w poziomie życia wydają się jeszcze większe. Tutaj widzisz wioski z szerokimi ulicami, częściowo ubranych ludzi na Zachodzie, powiązane sklepy, kawiarnie i restauracje. Podobno chcą rozpieszczać pustynnych turystów, a sami z tego korzystają. Ale jeśli wylądujesz na „bocznych ulicach” lub na wsi, jest to wręcz nędzne. Bałagan na ulicy, na wpół wykończone chaty i tradycyjnie ubrani ludzie.

Turystyka słabnie. Obiekty są, ale nie ma ludzi. Po koronie i upalnym lecie mamy nadzieję, że turyści powrócą w październiku. Inszallah!…jeśli Allah tego chce…

Zachód słońca w palmiarni, gdzie znaleźliśmy miejsce na nocleg
Zachód słońca w palmiarni, gdzie znaleźliśmy miejsce na nocleg

Vanaf Foum Gzuid wracamy na asfalt w kierunku południowo-zachodnim, na chwilę rozpędzamy się. Temperatura znowu jest wysoka, 40+. Niech żyje klimatyzator! Zaraz po tym znajdujemy miejsce w palarni Tizouniniego.

Daktyle

Myśleliśmy, że kiedyś spokojnie „świętujemy niedzielny poranek” w palmiarni, ale zza palmy wyszedł mieszkaniec pustyni.

– Bonjour, ca va? – i gest na usta. Z szacunkiem powiedzieliśmy mu, że chcielibyśmy trochę prywatności.

Kontynuujemy naszą drogę i docieramy do wioski o nazwie taghjijt (Lokalizacja tutaj). Tutaj widzimy dużo palm daktylowych. W palmiarni widzimy ludzi zajętych pracą. Pielęgnacja drzew, gdzie spalają przetarte gałęzie.

Podchodzi do nas chłopak i podaje garść dojrzałych daktyli. Są naprawdę pyszne, prosto z drzewa. Zaprasza nas do stoiska nieco dalej, gdzie możemy usiąść na kilku poduszkach.

Wybieranie świeżych daktyli
Wybieranie świeżych daktyli

Nadchodzi więcej daktyli i mleka. To połączenie tradycyjne, czasem także z masłem. Kilku pracowników przychodzi i siedzi z nami i jest to świetna zabawa. Potem bierzemy kolejny kilogram świeżych daktyli i mamy kolejne doświadczenie.

Na wybrzeże

Jedziemy dalej i zbliżamy się Guelmimi (Lokalizacja tutaj), brama na Saharę, gdzie jedziemy tylko niezwykle szeroką „Aleją”. Chłopcze, co za nowoczesne miasto, przynajmniej główne ulice….

Pogoda się zmienia. Wyruszyliśmy dziś rano przy 38 stopniach… w kierunku wybrzeża jest ledwie 20 stopni, a zaczyna lekko padać. W końcu docieramy do Oceanu Atlantyckiego, gdzie rzeka (trzy razy w roku) wpada do morza.

Widzimy wiele domów rybackich wzdłuż delty i rozmawiamy z chłopcem, który tam mieszka. Mówi dobrze po angielsku i opowiada o swoim życiu jako syn rybaka.

domy rybackie
domy rybackie

Lepiej zadzwonić do domów, w których mieszkają ludzie w slumsach. Znajdują się w pięknym naturalnym środowisku, które niestety zostało zepsute przez ogromne stosy śmieci. Chłopiec urodził się tutaj i mieszka tam z ojcem i matką. Ojciec jest rybakiem i raz na jakiś czas przychodzi kupiec po rybę. To jest następnie sprzedawane w większych miastach. Nieco dalej znajduje się budynek, w którym chłopiec wraz z innymi dziećmi rybaków chodził do szkoły.

Park Narodowy Khnifiss i obserwowanie flamingów

Schodzimy dalej na południe i dochodzimy do Park Narodowy Khnifiss (Lokalizacja tutaj), duży obszar delty, gdzie wiele, wiele gatunków ptaków bytuje na tle mocno napompowanych wydm i słonych bagien. Piękny rezerwat przyrody i mekka miłośników ptaków.

Znajdujemy miejsce w pobliżu molo i slumsów, w których przesiadują rybacy. Wkrótce rozmawiamy z kilkoma rybakami i zostajemy zaproszeni na herbatę. Ich żony mieszkają w dalszych wsiach, więc mieszkają tu tylko mężczyźni.

Łodzie rybackie
Łodzie rybackie

Następnego ranka rybacy spacerują po molo, ale nie wychodzą na wodę. Mówią, że na pełnym morzu jest za dużo prądu. To daje nam pomysł… czy ktoś chciałby popłynąć z nami w rejon delty? Rzucamy się na głęboką wodę i pytamy jednego z mężczyzn. Od razu mówi „tak”, a chwilę później siedzimy obok niego w łodzi rybackiej za bezcen. 

Unikalna kolonia flamingów
Unikalna kolonia flamingów

Płyniemy wzdłuż piaszczystych ławic podczas odpływu. Widzimy wiele różnych ptaków, aw oddali wysadzone wydmy. Następnie idziemy trochę dalej do części, w której jest połączenie z otwartym morzem. Zamieszkuje tu wiele setek flamingów. Duże ptaki stoją na mieliźnie, na której cumujemy. Idąc podchodzimy trochę bliżej. Piękny widok i oczywiście jesteśmy zajęci robieniem zdjęć. Wtedy rybak klaszcze w dłonie i cała grupa wzbija się w powietrze. Fenomenalny widok.

Latające flamingi
Latające flamingi

Wracamy do łodzi i płyniemy w bok, gdzie znajdują się wysokie wydmy. Wspinamy się na nią i mamy ładny widok na deltę. To świetna zabawa!

Stopniowo płyniemy dalej i ponownie spotykamy grupę flamingów. Ten sam rytuał się powtarza. Następnie idziemy kawałek wzdłuż stromych klifów i wracamy na pomost. Nie możemy uwierzyć w nasze szczęście!

Sterowanie

Dalej na południe szukamy miejsca na nocleg. Nie jest to łatwe, bo lubimy być z dala od wiatru. Na dużych, nagich, piaszczystych równinach nie rosną żadne drzewa, więc docieramy do wioski. Znajdujemy miejsce na środku wiejskiego placu, obok małego budynku i meczetu. Bierzemy na siebie głośne wołania imama i dziś wieczorem włożymy nam do uszu kilka zatyczek do uszu.

W meczecie z wiatru | Transport lądowy w Maroku
W meczecie z wiatru | Transport lądowy w Maroku

Natychmiast przybywa wódz wioski i żołnierz. Żołnierz chciałby zrobić zdjęcie naszych paszportów, a wójt często mówi nam, jak bardzo jesteśmy mile widziani.

Późnym wieczorem - gdy jest już ciemno - z daleka nadjeżdża samochód z migającymi światłami. Co się dzieje…? Wreszcie zatrzymuje się tuż obok nas. Okazuje się, że to radiowóz. "Co my zrobiliśmy"? 

Wychodzi niezwykle przyjazny agent, który ponownie wita nas i mówi, gdzie mieszka naczelnik wioski, na wypadek, gdyby coś było nie tak. Daje nam również numer (awaryjny) na wypadek, gdybyśmy go potrzebowali. Po „bonne nuit” ponownie znika w ciemności.

Dakhla

Przed nami jeszcze około 500 kilometrów perfekcyjnie wyasfaltowaną drogą przez Saharę Zachodnią. Sahara Zachodnia to kawałek ziemi kontrolowany przez Maroko, uważają go za południową prowincję. Nie wszyscy się zgadzają. Polisario, ruch separatystyczny, wspierany przez sąsiednią Algierię, chce niepodległości. Na szczęście nastąpiło zawieszenie broni i nadal wydaje nam się, że jest to Maroko.

Dakhla (Lokalizacja tutaj) znajduje się na końcu półwyspu o długości około 50 kilometrów. Na początku półwyspu laguna jest rajem dla kitesurferów. Wokół laguny zbudowano nowoczesne hotele, które są domem dla tysięcy kitesurferów.

Kolejne 40 kilometrów dalej to Dakhla. Zadziwia nas jedyna szeroka aleja prowadząca do niej. Istnieją setki niedokończonych kompleksów hotelowych, z których widać, że stałyby się bardzo nowoczesne. Ale pieniądze zniknęły, a częściowo z powodu korony nie przyjeżdżali już turyści. Smutna twarz.

Sama Dakhla to nowoczesne miasto według standardów marokańskich. Jeździliśmy i robiliśmy zakupy. Ludzie są bardzo zróżnicowani, zarówno postępowi, jak i tradycyjni.

Spotkanie specjalne

Na zewnątrz Dahkli znajdujemy miejsce wzdłuż budowanego bulwaru. Nagle samochód zatrzymuje się i wysiadają dwie entuzjastyczne osoby. Absolutnie kochają nasz kamper 4×4 i pytają, czy mogą zajrzeć do środka. Jesteśmy gościnni, co oczywiście nie stanowi żadnego problemu. Mówimy im, że jedziemy do RPA i są zachwyceni. 

Zapraszają nas do sąsiedniej restauracji na herbatę i zapalić fajkę wodną. Miły!

Palenie fajki wodnej
Palenie fajki wodnej

Urodził się dość zamożnym Marokańczykiem i przed laty przeniósł się do Francji, gdzie poznał swoją francuską żonę (Isabelle). Raz na jakiś czas są w Maroku, a teraz budują małe mieszkanie w Dakhli.

Po wizycie w restauracji, w której oboje zapoznajemy się z fajką wodną, ​​prowadzą nas przez Dakhlę. Podczas rozmowy zapraszają nas na obiad do senegalskiej restauracji, bo słyszeli, że my też chodzimy do Senegal iść. 

On (Dalil) jest ekstrawaganckim typem, którego wszyscy znają, więc lądujemy w senegalskiej restauracji i jemy typowe senegalskie danie. Coś z ryżem i rybą.

Restauracja senegalska
Restauracja senegalska

Małgosia wciąż szuka dobrego fryzjera, Dalil zna jednego i od razu dzwoni. Jest jeszcze miejsce i możemy od razu iść. Jest fryzjerem męskim i damskim. Ale zgodnie z tradycją kobiety są cięte w osobnym pomieszczeniu i tylko przez samego szefa.

Selma i Dąbia

Później idziemy trochę dalej do sklepu, w którym właściciel siedzi na podłodze i pije herbatę. Dalil przyjeżdża tam częściej dla zabawy i relaksu.

Siadamy na dywaniku i po chwili dostajemy „najlepszą herbatę w południowym Maroku”. Jest jeszcze kilka osób i opowiadane są historie o życiu w Maroku. Selma, właścicielka to gruba kobieta, która się nie rusza. Robi tylko herbatę.

Sella jest bardzo religijna i do godziny 5 musi pomodlić się po raz trzeci tego dnia. Gdy siedzimy sztywno obok niej, zaczyna recytować swoje wersety i klęka do przodu.

Potem wchodzi Dabia, koleżanka Selmy. Bardzo obecny typ z najlepszymi historiami. Mniej ściśle traktuje to z tradycjami i mówi, że była zamężna sześć (!) razy. Im bardziej przytulnie się robi, tym bardziej zapada się jej chustka na głowę.

Wtedy pojawia się pomysł, żeby jutro zjeść razem mięso z dromaderów. Selma ma namiot nomadów daleko poza miastem, z którego korzysta tylko w wolnym czasie.

Umawiamy się na następny dzień o dziewiątej na targu na zakupy.

Mięso wielbłąda z piaskiem w namiocie

O godzinie 9 spotykamy się na zadaszonym targu i kupujemy owoce i warzywa. Wspaniale jest spacerować po mieście razem z miejscową ludnością. Obok owoców i warzyw jest dział rybny z wieloma straganami. Na jednym z nich rozmawiamy ze sprzedawcą, który dopiero zaczyna filetować ogromną rybę.

Oczywiście jest też wielu rzeźników, ale kawałek dalej idziemy do specjalnego rzeźnika, który specjalizuje się w mięsie wielbłądziej. (Właściwie mięso dromadera, jeden garb) Właśnie przybył nowy transport z ogromnymi kawałkami zwierzęcia. Dabia dokładnie wie, czego chce. Najbardziej wyjątkowy wydaje się garb dromadera, podobnie jak wątroba. Wszystko zabieramy ze sobą.

Zdobądź mięso dromaderów
Zdobądź mięso dromaderów

Następnie idziemy do namiotu. Okazuje się, że jest to około 40 kilometrów za miastem i jest właściwie rodzajem zakwaterowania rekreacyjnego dla Selmy i jej rodziny. Jest dość prymitywna, ale możemy siedzieć na dywanikach i poduszkach.

Dabia jest zajęta przygotowywaniem posiłku. Kroi mięso, nawleka je na szaszłyki i kładzie na jakimś grillu.

Nieco później cieszymy się mięsem. Ma neutralny smak i naszym zdaniem nie jest wyjątkowo smaczny ani brudny.

Selma spędza całe popołudnie na przyrządzaniu tradycyjnej herbaty, jej specjalności.

Przygotowanie posiłku
Przygotowanie posiłku

Dabia zaczyna od zrobienia dużego spodka. Ryż w bulionie z gotowanym mięsem z dromadera. Siedzimy w kręgu i wszyscy jemy z miski. Dabia lubi tradycyjne potrawy i je rękami. Spodek nie zawiera piasku. Silny wiatr pustyni wyje wokół namiotu, a piasek również wiruje w namiocie do syta.

Przytulnie wokół miski
Przytulnie wokół miski

Po tym fantastycznym doświadczeniu dostajemy domowy jogurt i owoce. Potem wszyscy wyciągamy się na podłodze, żeby się zrelaksować.

Namiot | Transport lądowy w Maroku
Namiot | Transport lądowy w Maroku

Pustynny prysznic i pożegnanie z Marokiem

Po zregenerowaniu się po posiłku sprzątamy i wracamy do miasta. Po drodze można wziąć prysznic przy naturalnym źródle. Okazuje się, że to ogromny wąż z ciepłą, siarkową wodą. Zdejmujemy ubrania i pozwalamy służącemu wziąć pełny prysznic. Kobiety nie noszą sukienek. Leżymy na podłodze i bawimy się najlepiej.

Pustynny prysznic | Transport lądowy w Maroku
Pustynny prysznic | Transport lądowy w Maroku

Potem czas się pożegnać. Zawsze trudny moment… Nawiązywanie przyjaźni i ponowne pożegnanie.

Wracamy do kampera i stwierdzamy, że wizyta w Dakhli trwała dwa dni dłużej niż się spodziewaliśmy.

Z niesamowitą przyjemnością wspominamy wielki miesiąc Maroka, jacy cudowni ludzie, co za ciepłe powitanie! Teraz musimy przygotować się do przekroczenia granicy do Mauretanii następnego dnia. W drodze do kolejnej przygody, ale o tym następnym razem.

Podróż bez strachu

Podróż bez strachu

Drent i Frisian złapali bakcyla podróży i podróżują po świecie swoim kamperem 4×4. Nazywamy się Cor i Grietje z NoFear Reizen i zabierzemy Cię dalej roadtrip przygoda.

Widziałeś błąd? Zapytać się? Uwaga? Daj nam znać w komentarzach!

Czy chcesz co miesiąc otrzymywać wspaniałe wskazówki i korzyści dotyczące podróży?

logo-world travellers-szary-1
Tłumacz
6 Akcje
6 Akcje
Skopiuj link